Gdy otworzyłem oczy czułem błogi
spokój. Do pokoju przyjaciela przez przerwy w zasłonach wpadało ostre światło
słoneczne, które tworzyło w powietrzu jasne smugi. Było mi dobrze, ciepło.
Przesunąłem dłonią po wystającym spod koszulki torsie i odetchnąłem, później
zajmując się dotykaniem włosów. Po mojej prawej stronie leżał Erick. Byłem
całościowo zdziwiony, że ten nie obudził się pierwszy. Gdy jednak głębiej
pomyślałem o tym- zawsze budził mnie ten delikatny blask słońca, który dawał mi
znać, że dzień się zaczął. Przeszedłem do siadu i oparłem się plecami o
poduszki, które ułożyłem. Strzyknąłem palcami i kolejny raz wplotłem palce we
włosy. Oglądałem towarzysza zastanawiając
się, kiedy otworzy oczy.
Po kilkunastu minutach wreszcie się
stało- książę się obudził! Uśmiechnąłem się do niego lekko, unosząc jeden kącik
ust.
-No hej.
–odezwałem się półgłosem i znów przeczesałem palcami włosy. –Jak się spało?
Ten tylko
głęboko ziewnął w odpowiedzi i przetarł oczy dużymi dłońmi. Chwilę później
odwzajemnił mój uśmiech i usiadł skrzyżnie na materacu.
-Cześć.
–odpowiedział jeszcze ciszej ode mnie. –Całkiem całkiem, chociaż to raczej ja
powinienem spytać. –zaśmiał się cicho i sięgnął po telefon. –Dziesiąta pięć,
Shelley! –uniósł telefon do góry, żeby udowodnić prawdziwość swoich słów.
Faktycznie-
było dopiero parę minut po dziesiątej.
-Jak..? –zapytałem
przez śmiech i zszedłem z łóżka, idąc w stronę łazienki. Tamten poszedł za mną.
-Też nie
wierzę. –ochlapaliśmy twarze wodą i umyliśmy zęby. Chwilę później zawiesiliśmy
wzrok patrząc w lustro nad umywalką.
-Masz od
chuja wygodny materac, szmaciarzu. –przerwałem ciszę i śmiejąc się nadal
zeszliśmy na dół, żeby zjeść śniadanie.
***
O jedenastej byliśmy w drodze do
mojego domu, oczywiście wiadomo po co. Przecież miałem iść po rzeczy! Nie
zapowiadało się na trudną wyprawę a pogoda była naprawdę booska, więc… czego
chcieć więcej?
Nacisnąłem klamkę dużych, białych
drzwi. Tych głównych, od mojego domu. Pierwsze co rzuciło się w oczy to
sytuacja bardzo niezręczna. Dziewczyny, każda z osobna, leżały na podłodze,
kanapach, fotelu. Lisa nawet spała na blacie kuchennym i miała szczęście, że
jeszcze nie spadła. Bezlitośnie wkroczyłem do środka prowadząc za sobą Fraulina
i zacząłem drzeć mordę.
-Wstawać,
kurwa! Co to za syf?! –zapytałem zdenerwowany, widząc na podłodze kilka butelek
po piwie, rozsypane i podeptane czipsy oraz paręnaście pustych opakowań po…
praktycznie wszystkim.
Pierwsza zareagowała Amanda, której
szczerze współczułem. Wyglądała tak niewinnie i żądnie współczucia z
podkrążonymi oczami i poplątanymi włosami, że nawet miałem ochotę jej powiedzieć,
żeby prędzej się ratowała.
-Alex… nie
wiedzia-ałyśmy że wró..óóóóó-! –w tym momencie zakręciło jej się w głowie i
podparła się o ścianę, idąc jakoś w moją stronę. -…cisz. –przetarła twarz
dłonią i głęboko westchnęła. Zaraz za nią wstała moja siostra, Char i Lisa.
-Sory, Al.
–powiedziała moja siostra i uwiesiła się na mojej szyi.
-Piłaś,
gówniaro. –powiedziałem zły. Jeszcze nigdy nie widziałem Jean z alkoholem!
–Spierdalaj ode mnie! –pchnąłem ją i idąc po schodach jeszcze machnąłem na nie
ręką i powiedziałem ostro „sprzątać”, bo nie wyobrażałem sobie, że Martha
zobaczy cały ten burdel. I- będzie musiała go ogarnąć!
Wpuściłem gościa do pokoju i
zamknąłem drzwi, później się po nich zsuwając z ciężkim oddechem na ustach.
-Baby…
-westchnąłem, a ten tylko zaczął się śmiać, zaraz wchodząc do garderoby i
pakując mi parę t-shirtów i jakieś dżinsy, plus krótkie spodenki.
***
Minęła sobota. Był to dla mnie
cholernie ciężki dzień pod wieloma względami. Pokłóciłem się z Jean i za nic
nie chciałem z nią rozmawiać ani wracać do domu. Postanowiłem zamieszkać u
przyjaciela na dłużej, niż było to w pierwotnych planach, ale na szczęście bez
problemu się zgodził.
Właśnie obudziłem się. Był
niedzielny poranek i jakby ze złą passą nadeszła zła pogoda. Padał deszcz i
było bardzo mgliście- do tego stopnia, że nie było w całości widać ogrodu
Fraulinów z piętra. Zacisnąłem palce na nasadzie nosa pokazując od razu zły
humor, bez słowa czy chociaż jęknięcia. Z niezadowolonym wyrazem twarzy
podniosłem się z łóżka i wyszedłem z pokoju. Byłem w nim wtedy sam, więc nikt
na pewno nie oczekiwał ode mnie ani me ani be.
Gdy zszedłem po schodach, odruchowo
spojrzałem w lewo. Widziałem, jak Erick siedział na fotelu w bibliotece i
czytał coś, zachowując wręcz grobową ciszę. Ja też zbytnio nie hałasowałem. Nie
miałem ochoty na skakanie po schodach czy zjeżdżanie po poręczy, jak to robiłem
jeszcze wczoraj. Nie chciałem słyszeć o siostrze, myśleć o niej czy jej
widzieć. A ta cały czas dobijała się do mnie dzwoniąc i pisząc smsy. Tak trudno
zrozumieć, że po prostu jestem zły?
Na znak, że czarnowłosy mnie
zauważył, zostawiając go w głębokim poważaniu przeszedłem do kuchni i napiłem
się kawy, którą wcześniej zrobił właściciel. Nie pytałem czy mogę. Wypiłem ją
tak szybko jak tylko mogłem i wkurwionym krokiem przeszedłem do biblioteki,
zaraz gubiąc się między licznymi regałami. Mocno stawiałem nagie stopy na
parkiecie i głęboko oddychałem. Było to jedyne wyjście, żeby wyładować w jakiś
sposób emocje, których przez sen nie zdołałem stłumić.
- Alex?
–usłyszałem spokojny głos nastolatka, który właśnie wyszedł zza framugi i
zaczął mnie szukać.
Za chwilę
znalazł mnie siedzącego na stołku i przykucnął obok. Patrzył mi głęboko w oczy.
Aż miałem wrażenie, że zagląda gdzieś wewnątrz mnie i szuka odpowiedzi na
przeróżne pytania, które zdołał w sobie zatrzymać przez czas całkowitej
analizy.
-Nie
nabierzesz mnie, że umiesz płakać. –uśmiechnął się i wytarł mi policzek.
Fakt, nie
umiem. Nigdy przecież nie płakałem i sam dziwiłem się wtedy, jakie dziwne to
uczucie, gdy coś bezwstydnie szuka różnych dróg na twoich policzkach i gdy ci
tak dziwnie ciężko na sercu. Nigdy nie miałem z tym problemu i nie wyobrażałem
sobie, że mogę mieć. Zaskoczony sytuacją otarłem drugą część twarzy i
spojrzałem dokładnie na mokre palce. Od razu zmusiło mnie to, żebym się
ogarnął. Skrzyżowałem ręce i odwróciłem wzrok. Czemu on usilnie złapał mnie za
ten podbródek i KAZAŁ na siebie spojrzeć?
-Powiedz, co
masz na sercu. To ci pomoże. –zmartwiony
zmarszczył brwi i przygryzł wargę, jakby tak mocno czekał na odpowiedź.
-Nie. Nie
chcę. –wstałem i uciekłem do sypialni. Czułem na sobie, że nadal płaczę i
słyszałem za sobą stanowcze kroki przyjaciela.
Najlepsze
jest to, że nie chciałem wyklinać. Nie chciałem robić afery ale prawda-tłumiłem
w sobie niepotrzebne uczucia, które wykrzyczane na pewno zostawiłyby mnie w
spokoju.
Wbiegłem do łazienki i zamknąłem
drzwi na klucz. Moje ciało bezwładnie zsunęło się po jasnych, drewnianych
drzwiach. Był za nimi, słyszałem to.
-Al, otwórz!
–krzyczał i dobijał się do mnie, na co ja każdym kolejnym uderzeniem reagowałem
jeszcze bardziej i telepałem się w wyniku małego wstrząsu. Zwinąłem się w
kłębek pod ścianą. Zostawiłem w spokoju skrzydło drzwiowe i na moje
nieszczęście usłyszałem, jak ktoś (a wiadomo było kto) otwiera drzwi od
zewnątrz. Kurwa, no tak. Przecież to wiadome, że ma klucz. Zacisnąłem tylko
powieki i zęby, gdy tamten przechodził przez próg. Oparł się o blat przy
umywalce i patrzył w lustro, mówiąc do mnie.
-Jak ja mam
ci pomóc. –westchnął i z poczuciem winy popatrzył na wodę, którą puścił z
kranu. Zaczął się bawić ze strumieniem ręką, przemieszczając ją w obie strony,
plus do góry i na dół, rozstawiając palce, zamykając pięść i wreszcie ochlapał
tą wodą twarz.
-Nie
pomagaj, tak będzie lepiej. –odpowiedziałem szczerze, ale prawie bezgłośnie.
-Jestem
twoim przyjacielem, pamiętasz? Nie uciekam, gdy potrzebujesz mojej pomocy.
–mówiąc to obrócił się na pięcie i usiadł naprzeciw mnie. Zakrył twarz dużą
dłonią. Nie widziałem go jeszcze w takim stanie. Ze zrezygnowania pomachał
głową, uciekając gdzieś wzrokiem. –No to nie wiem… zwierzenie za zwierzenie?
–pochylił głowę w bok, żeby lepiej widzieć moją twarz. Głowa bezbronnie opadała
mi na ramię i trudno z pewnością było widzieć jej wyraz z normalnej pozycji.
Mimo tego poczułem w sercu jakąś iskierkę i poprawiłem swoją postawę. Objąłem
rękami zgięte nogi i skinięciem głowy dałem znać, że faktycznie słucham. –Oj
nie, ty pierwszy.
Westchnąłem,
ale zacząłem mówić przygaszonym głosem.
-Wiesz, co
się wczoraj działo. Byłeś tam ze mną.
-Wiem, ale
chcę wiedzieć, co masz na sercu.
-Widziałeś,
jak ona się zachowuje? –w moim tonie dało się wyczuć irytację. –Jest
niepoważna, nie troszczy się o siebie w ogóle! Nie wiem, co jej przyszło do
głowy. No wiesz, żeby się tak przepić i wyjść z domu. Jeszcze zostawić go
otwartego.-wziąłem głęboki oddech. –A ja się o nią martwię. To moja siostra.
Czy chcę czy nie, muszę ją kochać. –spojrzałem szczenięco na licealistę i z
emocji aż przygryzłem wargę. –Teraz ty. –wyszeptałem.
-No to tak…
-ten zasłonił sobie oczy dłonią, jakby coś ukrywał. –Może ci mówiłem, że mam starszego brata.
-Wspominałeś.
–odparłem z zaciekawieniem.
-Wiesz, on
nas nienawidzi. No- mnie i ojca. Nadal nie wiem dlaczego… I za niedługo podobno
ma przyjechać matka. Ojciec wczoraj powiedział, że nie chce mnie skazać na
szok, gdy powie mi wytrzaśnięte znikąd rzeczy. Chce ze mną porozmawiać.
Zadzwonił do mnie kiedy spałeś i… trochę sobie pogadaliśmy. Boję się. –oderwał
dłoń i uśmiechnął się. –No i widzisz, oboje mamy problemy. Wstawaj teraz i
idziemy na dół, pokażę ci parę świetnych książek.
***
Nadszedł wtorek, czyli dzień powrotu
pana Fraulina. Zaraz po szkole wskoczyłem w grafitową koszulę i nawet
poprawiłem włosy, żeby dobrze wyglądać. Stojąc przed bramą wjazdową z luźniej
już ubranym Erickiem przypomniałem sobie, że tak dzisiaj jak i wczoraj nie było
rudej w szkole. Zacząłem się poważnie martwić, ale nie miałem teraz na to
czasu. Jeszcze bardziej poruszyło mnie to, że telefony od niej ucichły. Dała
sobie spokój?
Wreszcie doczekaliśmy się mustanga
shelby 67, który swoją piękną, czarną farbą lśnił na dobre kilka kilometrów w mocnym
tego dnia słońcu. Uśmiechnąłem się na widok ojca Frau. Myślę że on też go mocno
wyczekiwał. W końcu mieli porozmawiać.
Mężczyzna przed czterdziestką
wysiadł z samochodu i przywitał nas serdecznym spojrzeniem. Wiedział na
szczęście, że teraz się tu „przeniosłem” i trochę potruję im dupy.
- Hej,
chłopaki. –odezwał się pierwszy i objął syna, ale też mnie. Poczułem się aż
dziwnie lubiany. To było miłe uczucie, poczuć coś takiego od ojca przyjaciela.
Skierowaliśmy się do drzwi głównych. Erick
popytał ojca o podróż i po połowie godziny zapadła już cisza. Ja i
Fraulin junior siedzieliśmy w jego pokoju, pan Robert zaś siedział w mniejszej
części salonu, czyli w tym między schodami i czytał coś. Spokój, który ogarniał
ten budynek wprawiał mnie w zachwycenie. Z życia z Jean trudno było wynieść
parę cichych minut chociaż w ciągu jednego dnia. Właśnie.
Czarnowłosy grał właśnie na gitarze,
siedząc na fotelu obok regałów na książki w swoim pokoju. Jego palce tak
delikatnie przesuwały się po strunach, że trudno mi było uwierzyć, jak to
możliwe. Grał bardzo spokojną, gładką melodię. Zamknąłem oczy i leżąc na
miękkim materacu wsłuchiwałem się w kolejne dźwięki z uśmiechem wymalowanym na
twarzy. Tą błogą chwilę przerwał dźwięk mojego telefonu. Chwyciłem go w dłoń i
spojrzałem na wyświetlacz. Siostra. Przełknąłem mocniej ślinę i odebrałem,
czemu towarzyszyło mocne westchnienie.
- Alex?
–usłyszałem głos rudej. Był niezbyt szczęśliwy, raczej zmartwiony i smutny.
Licealista w tym czasie uśmiechnął się i wstał z fotela szepcząc, że idzie
pogadać z tatą. Przytaknąłem.
-Jean.
–odezwałem się stanowczo. –Czemu dzwonisz?
-Chcę…
p-przeprosić. –wyjąkała.
-Wiesz, że
to nie jest takie proste. Co się dzieje? –starałem się zachować spokój.
-Nie mogę ci
dokładnie teraz powiedzieć. No wiesz, przez telefon.-ściszyła ton głosu. –Ale
nie chcę, żebyś nie odbierał ode mnie. Nie mogłam iść do szkoły, bo się boję.
-To… ochłoń trochę.
–wydukałem.
-Wiem, że
powinnam. Jutro wraca mama, ojciec został na trochę dłużej bo ma jakieś sprawy
do załatwienia.
Zamilkłem na
chwilę. Przecież muszę się z nią zobaczyć, prawda? Muszę.
-To… wpadnę
na chwilę, żeby się z nią przywitać. Na ile zostaje?
-Dwa
tygodnie. –powiedziała, już dużo bardziej promiennie i pewnie.
-Seeerio?
–uśmiechnąłem się.
-Serio
serio.
-To wpadnę,
cześć.
-Do jutra,
trzymaj się Alex.
Rozłączyłem
się.
Słysząc zza drzwi rozmowę Ericka z
tatą postanowiłem wyjść. Usiadłem na najwyższym schodku, żeby nie być widocznym
i przyglądałem się całej sytuacji.
-To dobrze,
synu. –mówił ciemnowłosy facet przed czterdziestką, siedzący na kanapie w
okularach. Mój przyjaciel stał przed nim i był jakby… spięty? Trudno było mi to
określić z tej wysokości.
-Wiesz,
tato… muszę ci coś powiedzieć. –oglądnął się, czy nikt nie słucha i zauważył
mnie. Chyba się tym za bardzo nie przejął, bo wrócił do rozmowy.
-Ja tobie
też Erick. Powinieneś wiedzieć, dlaczego rozstaliśmy się z twoją mamą.
Nastała chwila
ciszy i widziałem to zachowanie Frau, który aż rwał się do odpowiedzi.
-Jestem
gejem. –powiedział bez odwracania wzroku. Był bardzo odważny. Aż zastanawiałem
się, czy ja byłbym na jego miejscu. Cisza znów opanowała główny korytarz, po
czym dało się usłyszeć ciche słowa starszego mężczyzny, który właśnie wstał i
ściągnął okulary.
-Ja też.
–objął dziecko, które właśnie na mnie spojrzało. Jakby nie wiedział co robić.
Trochę nie dowierzał w to co powiedział lub w to, co usłyszał. Musiał przeżyć
lekki szok. Po chwili uścisnął ojca i wbiegł po schodach na górę, mijając mnie
po prawej. Zatrzymał się i uniósł brwi w geście, który miał wymusić na mnie
parę słów. Pobiegłem za nim do pokoju i zamknąłem drzwi. Licealista usiadł na
łóżku twarzą do mnie i podparł się na łokciach, luźno krzyżując wyprostowane na
podłodze nogi.
-I co?
–zapytał.
-No chyba
nie powinieneś tak uciekać, hm?
-Nie o to
pytam, upierdliwcu.
-No wiesz,
jakbym się wkurwił albo obrzydził to dawno by mnie już tutaj nie było, co nie?
–odparłem z szerokim uśmiechem na ustach.
-Może masz
trochę racji. –przewrócił oczami. –I co teraz będzie?
-Co ma być?
–zdziwiłem się i usiadłem obok niego. –Nic. Zawsze byś czegoś chciał?
-Wiesz co,
Al? Czuję się jakoś dziwnie wolny. –wplótł palce we włosy i zaśmiał się.
-Nie dziwię
się. –poklepałem go po ramieniu. –Będziesz miał teraz luz. Z ojcem gejem.
-Może i
będę. Zawsze miałem. –westchnął. –Dalej chcesz ze mną mieszkać?
-Przez
chwilę muszę, żeby dać Jean się ogarnąć. Moja mama wróciła więc i tak będę
jutro szedł, żeby się przywitać. Chyba wypada.
-Taa, chyba
tak. Pamiętaj. Jutro trening. –wstał, znów usiadł na fotelu i kontynuował to,
czego wcześniej nie dokończył.
-Pamiętam,
pamiętam.
Świetny rozdział, tak myślałam że Erick będzie gejem c:
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dalsze losy :3
Dzięki za komentarz! Uwielbiam je czytać ale niestety jest ich strasznie mało. Zachęcam do komentowania. C:
OdpowiedzUsuńSama zaczęłam pisać coś swojego, trochę podobne do UF ale jest też wzorowane na mojej ukochanej książce, po prostu taki mix wszystkiego. Niestety nie mam za dużo czasu na pisanie i zawiesiłam się w połowie rozdziału.
Usuń