Przepraszam was kochani za tak długą przerwę. Złapał mnie brak weny i popadłam w rutynę, co absolutnie pozbawiło mnie pomysłów. Ale jestem z nowym rozdziałem i mam nadzieję, że się spodoba. ;')
Dwie
godziny po apelu zajęcia dobiegły końca. Stałem właśnie przy swojej szafce i
zastanawiałem się, gdzie wcięło mojego przydupasa. Nigdy nie znikał z zasięgu
wzroku, przynajmniej w szkole, a dziś stałem sam (w znaczeniu sam- bez Frau) na
korytarzu, wśród zabierających się do domu uczniów. Grzebałem w książkach i w
pewnym sensie je segregowałem, zostawiając niektóre w szkole. Westchnąłem;
czułem się bezradny. Nie miałem się do kogo zwrócić, czy kogo szturchnąć. Na
szczęście iphone zawibrował mi w kieszeni i odetchnąłem głęboko z ogromną ulgą
na sercu. Jean. Dali jej telefon.
-Zadzwonisz, Alex?
„Jasne, że zadzwonię”- pomyślałem i od razu wykręciłem numer
dziewczyny.
-Jean? –zacząłem, gdy zorientowałem się, że odebrała.
-Alex. –stwierdziła. –Co u ciebie? –słyszałem po głosie, że
jest jej lepiej. Czułem, że się uśmiecha.
-Tęsknię za tobą. –zamknąłem szafkę i oparłem się o nią.
-Ja za tobą też. –zmarszczyłem brwi. Ucieszyłem się tak
bardzo, że jest już lepiej. Dobrze zrobiliśmy, wysyłając ją tam. –Jak leci?
-Są tu cholernie mili ludzie, poznałam parę fajnych osób
bliżej. Super się rozmawia. –westchnęła. –Odwiedzisz mnie?
-Jak tylko będę mógł. –zaśmiał się. –Śmieszne rzeczy się
dzieją w szkole. Nominowali mnie, ciebie, Fraulina i jakiegoś… gościa…
-przełknąłem ślinę. –No, nie znam w każdym razie, do właściwych, samorządowych
wyborów.
-Serio? –zaczęła się głośno śmiać, co mnie także zaraziło.
–Nie wierzę!
-Całkiem serio. –westchnąłem roześmiany. –I też w to nie
wierzę. Przynajmniej, kurwa, nie chcę.
-Damy radę, mówię ci. Kto to ten czwarty?
-Jakiś chłopak, nie pamiętam jak się nazywa. –naprawdę
zapomniałem. Idiota, idiota, idiota.
-Jeszcze to ogarnę wcześniej niż ty, Al. Lepiej by było,
jakbyś ty się dowiedział pierwszy. Dla twojego społecznego dobra. –parsknąłem
śmiechem.
-Ogarnę, mówię ci. Wpadnę za niedługo to mi więcej powiesz.
Trzymaj się.
-Kocham cię, narka.
-Ja ciebie też, widzimy się za niedługo.
Rozłączyłem się i w tym samym momencie poczułem na oczach
dłonie jakiejś bliżej nieokreślonej osoby stojącej tuż za mną. Jak to możliwe
że nie zauważyłem, że obok mnie ktoś przechodził? Westchnąłem cicho chcąc
ogarnąć, o co może chodzić. Jakoś schowałem telefon do kieszeni spodni. Jedną
dłoń położyłem na twarzy- skóra osoby stojącej za mną była niewyobrażalnie
gładka. Mógłbym przysiąc, że były to kobiece ręce. Ale wtedy naprzeciw
wyszedł mi złocistooki. Myślałem, że
oszaleję. JAK. TO. MÓGŁ. BYĆ. ON?
-Hej. –odezwał się lekkim, niezbyt niskim głosem. Jego ton
od razu skojarzył mi się z barwą piosenkarza jazzowego. Uśmiechał się do mnie,
na policzkach tworzyły mu się dołeczki. Był uroczy… a może to słowo źle go
oddawało. Jeśli mam być szczery- miał minę jakby chciał mnie przelecieć. Trudno
mi było określić w tej chwili co ja sam czuję, gdy ktoś patrzy na mnie takim
wzrokiem. Była to zaledwie chwila a przez moją głowę przepłynęło kilka tysięcy
przeróżnych myśli o wszystkim.
-Cześć. –odpowiedziałem z wymalowanym na twarzy zdziwieniem.
-Co to za mina? –przechylił głowę w bok lustrując wzrokiem
moją twarz, włosy i tors. Włożył dłonie do kieszeni dżinsów. Nadal wyglądał
miło, ale wiadomo też jak na swój sposób. No… ekhm.
-Zwyczajna. –wykrztusiłem unosząc do góry kącik ust.
Towarzystwo na korytarzu się przerzedzało więc obejrzałem się za Erickiem, czy
MOŻE go gdzieś nie widać. Śladu po nim nie było, więc moje spojrzenie wróciło
na towarzysza.
-Jasne, jasne. –jego głowa wróciła do normalnej pozycji i to
mnie chyba nawet ucieszyło, bo przy tamtym ułożeniu czułem się śledzony.
–Carter. –podał mi dłoń, a ja chwyciłem ją bez dłuższego zastanowienia. –Ale to
chyba już wiesz. –dodał szeroko się uśmiechając. Dostrzegłem że ma w języku
złoty kolczyk.
-Shelley. –odpowiedziałem.
-Ale ja cię znam! –szatyn machnął ręką przewracając tymi
pięknymi oczami. –To TY nie znasz MNIE!
-Już znam. –parsknąłem cichym śmiechem i zanim się
zorientowałem, w hallu zostało już tylko paru uczniów. –Ale fakt, Fraulin mi wcześniej o tobie nie
wspominał.
-Ooo! Erick! –zaśmiał się głośno kręcąc głową. –No, widuję
was często we dwóch. Chyba nigdy osobno. –w głębi uśmiechnąłem się na te słowa.
Może na zewnątrz też, tak trochę? Jak ja się cieszyłem, że mam nie tylko jedną
osobę, której mogę się zwierzyć (Jeanette bywa irytująca).
-Jesteście razem? –powiedział luźno. Bez niczego. TAK- O!
CO? Co to było w ogóle za pytanie, kurwa mać! Przełknąłem mocniej ślinę. Nigdy
tak nie myślałem o przyjacielu… nawet moje myśli nie próbowały wędrować w te
rejony, a teraz- przychodzi do mnie prawie obca osoba i pyta mnie o takie
rzeczy.
-Słucham? –miałem wrażenie, że coś utknęło mi w gardle.
-Oh matko, matko. –pokręcił głową i poklepał moje ramię.
–Czyli wolny jesteś. Ssssłodko. –znów spojrzał na mnie swoimi boskimi oczami.
Korytarz był pusty. Wzrok umknął mi na jego rozwarte usta… Kurewsko
podniecający. Zauważyłem, że zza winkla wyszedł czarnowłosy. Odetchnąłem, gdy
mój rozmówca odszedł, przebierając w powietrzu palcami „na pożegnanie”. Gdy nie
patrzył, skinąłem z ogromnymi oczami na przyjaciela.
-SŁYSZAŁEŚ? –niby wyszeptałem, ale w ten sposób, żeby było
mnie słychać z odległości paru metrów.
Pewnie głupszego wyrazu twarzy nie miałem przez całe życie, więc zdziwiłem się
że tamten podszedł do mnie niewzruszony. Złapał mnie za dłoń. –Frau, co ty..
-No co, przecież jesteśmy parą! Nie wierć się mała, bo mi
się łapka spoci. –zacząłem się śmiać. Wyrwałem rękę, idąc w stronę wyjścia.
-Pojebany człowiek. –wyszeptałem, a mój humor od razu
poprawił się niewyobrażalnie.
***
Siedziałem
na łóżku i bawiłem się baldachimem. Z uniesionymi brwiami patrzyłem na
licealistę. Co on w ogóle mówił przed chwilą? Trzymał w dłoni jakieś książki i
cytował coś, o czym nie miałem zielonego czy nawet czerwonego pojęcia. Ocknąłem
się po jakimś czasie w rozmyślaniu o wszystkim.
-Frau? –przerwałem mu, a ten westchnął.
-Nie słuchałeś mnie w ogóle, prawda?
-Tak jakby. –powiedziałem cicho, z dołu patrząc na chłopaka.
Tamten przewrócił czarno-zielonymi
oczami i rzucił uprzednio cytowany zbiór wierszy na fotel. Usiadł obok mnie po
turecku. –Powiesz mi coś o Fabienie Carterze? –zapanowała dziwna cisza, jakby
wyższy zastanawiał się, co może mi powiedzieć.
-No okej. –położył na kolanach poduszkę. –Więc, jest z
rocznika Green i gra w szkolnej drużynie siatkówki. Ma brata… starszego, chyba
jest pełnoletni… -spojrzał w górę, jakby miał tam odpowiedź na moje pytanie.
–No i jest trochę dziwny. Niezbyt go znam, ale odradzam tego towarzystwa.
-Odradzasz, bo co? –oburzyłem się. –To bez sensu, skoro go
nie znasz.
-Może kiedyś ci powiem, teraz zaufaj na słowo.
-Jasne, mamo. To masz mi już dwie rzeczy opowiedzieć.
-Nie będę ci relacjonował mojego pierwszego razu, Al. Chyba
cię popieprzyło. –spojrzałem na niego bokiem, uśmiechając się coraz szerzej.
-I tak to zrobisz. –machnąłem ręką.
-Nie, Alex.
-Tak, Alex. –przedrzeźniłem go.
-Spierdalaj.
***
Wieczorem,
już w dresach i podkoszulku, całkiem nieogarnięty siedziałem przed telewizorem.
Pierwszy raz od… nie wiem, jakiego czasu. Zawsze to Jean oglądała jakieś
pierdu-pierdu. Trudno mi było nawet dostać się do pilota. A teraz? Siedziałem i
oglądałem policję dla zwierząt.
W
pewnym momencie obok mnie usiadła mama. Może i bym nie zauważył, ale jej
charakterystyczny, różany zapach rozpoznałbym wszędzie i zawsze. Kobieta objęła
mnie ramieniem i zaczęła się przyglądać moim włosom.
- Jaki teraz kolor, zielony? –zaśmiała się, widząc moje JUŻ,
NARESZCIE prawie blond włosy. Były prostsze niż zwykle, sam nie wiem do końca
czemu. Zakładała mi je za ucho, przekładała na drugą stronę, bawiła się
przedziałkiem. Dziwne zabawy.
-Żaden. –odpowiedziałem cicho nie spuszczając wzroku z
ekranu telewizora.
-O, o, o! Jaki twardy, mój synuś! –pocałowała mnie w czoło.
-Mamo, stop. –powiedziałem, patrząc jej w niebieskie, duże
oczy.
-Dobra, dobra. –powiedziała, unosząc dłonie do góry w geście
niewinności.
-Jak w pracy? –zapytałem, gdy zauważyłem, że ojciec z
kubkiem kawy w dłoni siada na kanapie naprzeciwko. Spojrzałem to na jedno, to
na drugie i szczerze mówiąc, zawsze za nimi tęsknię, jak wyjeżdżają. I pierwszy
raz nie ma aż tyle rudej.
-Leci. –odpowiedział z uśmiechem na twarzy wysoki mężczyzna
i wziął łyk kawy. Mocnej, czarnej kawy. Fu. –Sporo tej pracy, jak widzisz.
–blondynka objęła mnie jeszcze ciaśniej niż wcześniej, ale nie przeszkadzało mi
to. Nawet się cieszyłem, czując znów ten zapach i jej ciepło na sobie. Może to
nie tak, jak wtedy, gdy byłem mały… ale zawsze coś. Było super.
Podbiegł do mnie nawet pies, zaraz delikatnie przesuwając
łapą po moich dresach. W tym właśnie momencie przypomniałem sobie, że jeszcze
go dziś nie wyprowadzałem.
-Oeeezu, Tate! –powiedziałem, przewracając oczami. –Jak mi
się nie chce!
Mama tylko zachichotała ukrywając usta w delikatnej dłoni.
Szybko założyłem bluzę i zapiąłem psa.
Za chwilę byłem już na dworze.
Było
ciemno a na ulice padały ciepłe światła wysokich lamp. W oknach sąsiadów można
było dostrzec niewyraźne postury, czasem nawet działający telewizor. Po jakichś
pięciu minutach, gdy odszedłem kawałek od domu i byłem naprzeciw tylnego
wejścia do parku, usiadłem na krawężniku. Pies położył się obok mnie bacznie
obserwując ulicę. Westchnąłem i odchyliłem głowę do tyłu, podpierając się na
rękach. Jean w psychiatryku, nowopoznana osoba na wstępie wiąże mnie z
najlepszym przyjacielem, do tego to wszystko wokół mnie strasznie dziwne. „To
za dużo”- pomyślałem i westchnąłem jeszcze. Ciszę przerwały odgłosy dochodzące
spod drzew przy bramce, na którą miałem całkiem niezły widok. Było to mimo
wszystko dość daleko, a obszar
z którego słyszałem głosy nie był specjalnie oświetlony. Słyszałem dwa głosy. Jeden z charakterystyczną
chrypką, średniej wysokości. Wywnioskowałem, że należy do niższej osoby. Był to
ciemnowłosy chłopak. Czuprynę miał rozproszoną, postawę niezależną. Był bardzo
szczupły. Drugi- donośny, niski głos, mocna postura, ciało zabijaki. Wyglądał
interesująco. Miał niezbyt zadbane włosy do ramion. Był opalony a kolor włosów
był bliski karnacji. Miał na sobie przykusy podkoszulek. Groził niższemu,
chyba…
- Znowu to samo?! Ile razy mam ci, kurwa, mówić, że to nie
twój pierdolony interes! –odezwał się wyższy popychając tamtego lekko. W
normalnej sytuacji pewnie bym wstał i stawił się za słabszym, ale ta sprawa
mnie zablokowała. Wszystko brzmiało zbyt poważnie, żeby po prostu wejść w
słowo.
-Pierdol się, Brown. Nie tylko ty jesteś za to wszystko
odpowiedzialny. –powiedział chłopak krzyżując ręce na klatce piersiowej i
odwrócił wzrok od tamtego, patrząc gdzieś na trawę.
-Oj, ptaszyno. Wczorajszej nocy mówiłeś coś innego. –zauważył
mężczyzna i sprawił, że niższy od niego szatyn przywarł plecami do ogrodzenia.
Nie wiem, czy się przesłyszałem, ale miałem wrażenie że facet się zaśmiał. I to
nie tak z pogardą. Zupełnie inaczej, jakby… uwodzicielsko?
-Oh tak, niech sobie przypomnę… „Pokaż, jaki jesteś
samodzielny. Dasz radę beze mnie? Hmm?” –zamruczał i uwiesił mu się na szyi.
-Było jeszcze „pieprz mnie”, kiciuś. –powiedział, po czym
zaczął go całować i obmacywać z
chorą żądzą, której nigdy w życiu nie widziałem.
Związki w dwudziestym pierwszym wieku chyba nigdy nie
przestaną zaskakiwać. Pokręciłem
głową na myśl o tym i wstałem z krawężnika, cicho udając się wraz z Tatem pod
dom przyjaciela.
Za
parę minut byłem już przed bramą.
-Frau! –dziwnie powiedzieć, jak to z
siebie wydusiłem. Jednocześnie szeptałem i krzyczałem. Bałem się, że może kogoś
obudzę, albo Robert śpi. Cokolwiek.
Za chwilę usłyszałem dźwięk
otwierającego się okna. Było to okno w pokoju licealisty.
-Coo? –odpowiedział mi takim samym
tonem.
-Byłeś już z Suzie dzisiaj?
–zapytałem, chcąc pogadać z szesnastolatkiem.
-Nie, zaraz zejdę.
Czekałem zaledwie moment i zaraz
ujrzałem posturę chłopaka, który właśnie zamykał drzwi. Nie mogłem uwierzyć, że
nawet w okolicach dziesiątej wieczorem jest ubrany tak… schludnie, czysto i
przykładnie. Bezsens.
-Co twój tata robi? –zapytałem,
jednocześnie witając się z przyjacielem tą naszą podwójną piątką.
-Śpi. –odpowiedział, a nasze psy już zdążyły się życzliwie
przywitać. –Gdzie idziemy?
-Park? –zapytałem.
-Może być. –uśmiechnął się do mnie i
ruszyliśmy w stronę wybranego miejsca.
***
Siedzieliśmy
na jednej z niewielu ławek choć trochę oblanych zżółkniętym światłem. Było tak
spokojnie i cicho, psy biegały po jeszcze zielonej trawie, jakby nie
przeszkadzało im absolutnie nic. Bawiłem się włosami, co chwilę zakładając je
sobie na twarz i zezowato patrząc, jak zmienił się ich kolor. Kurczę, polubiłem
je!
Powiedziałem
wcześniej Frau o facetach, których widziałem. Wydawał się dziwnie
zainteresowany moimi słowami.
- Czekaj, czekaj. Jak wyglądali?
-No wiesz. –zacząłem, jeżdżąc
patykiem po piasku. –Jeden drobny, chudy jak zapałka, ciemne włosy. Jakiś… brąz
chyba.
Licealista uniósł się lekko i otworzył
szeroko ciemne oczy, aż się przeraziłem.
-A ten drugi? –złapał mnie za ramię.
-No… Wysoki, dobrze zbudowany, włosy
blond, opalony i…
-Chodź! –nawet nie pozwolił mi dokończyć,
kurwa! Co się dzieje! Pociągnął mnie za sobą trzymając mocno moją dłoń i
zagwizdał na psy, żeby poszły za nami. –Biegniemy na „starówkę”. Do Florydy.
-Jezu kochany, do Florydy?! –krzyknąłem
za nim, wspominając jeden z bardziej znanych klubów nocnych miasta. Nie
spodziewałem się, że chłopak w ogóle wie o jego istnieniu, co dopiero, że
kiedyś tam był…
-Do Florydy, szukamy Gauthiera. –odparł
stanowczo.
CO GAUTHIER ROBIŁ W GEJOWSKIM KLUBIE?
Powoli zaczynałem się bać naszego kochanego wychowawcy. Skąd w ogóle
Frau wiedział, że wychowawca tam przebywa?
-Co ty, Erick, profesora? Chyba sobie żartujesz! –wydusiłem z
siebie zdyszany jak nigdy. Nawet wtedy, gdy tamten mnie gonił się tak nie
zdyszałem. Powoli wbiegaliśmy na „starówkę” a ja już całkiem nie miałem siły.
Widok dębowych drzwi do klubu nigdy mnie tak nie przytłaczał. Czarnowłosy
wreszcie się zatrzymał.
-Żadnego profesora, innego Gauthiera. –westchnął. –Poczekaj tu,
zaraz wracam.
Zmartwiłem się jeszcze bardziej.
Boże. Tak się cieszę że jest nowy rozdział. Nigdy żadne opowiadanie mnie tak nie wciągnęło.Tęskniłam za nowymi losami bohaterów.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny, chęci i wszystkiego co będzie Ci sprzyjało w tworzeniu kolejnych rozdziałów. Pozdrawiam~
P.S Coś mi się w tel zrypało i dodałam komentarz nie tam gdzie trzeba.
Tyle zaczyna się dziać, mam nadzieję że nie przestaniesz teraz pisać UF i już niedługo dodasz kolejny rozdział. Trzymam kciuki, życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością :3
OdpowiedzUsuń